poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdział 5

Biegała po parku rozmyślając, co musi zrobić przed wyjazdem na zgrupowanie, cały czas bijąc się z myślami czy nie lepiej dołączyć do treningów z kadrą panczenów, decyzje o samodzielnym trenowaniu podjęła wraz z Maćkiem, a teraz gdy jego nie ma może lepiej byłoby trenować pod okiem kogoś sprawdzonego. Postanowiła, że zadzwoni dzisiaj do związku i przedyskutuje to z nimi. Tymczasem kończąc trening biegła pod mieszkanie Kłosa i Wrony, po drodze zahaczając o naleśnikarnie, gdzie kupiła dla nich wszystkich śniadanie.
Na zakończenie treningu wbiegła szybko na 8 piętro i czekała aż któryś z chłopaków otworzy jej drzwi.  Po chwili pojawił się w drzwiach zaspany Karol, przeciągnął się i przetarł oczy, po czym zaprosił ją do środka. Poszli do kuchni, usiadł przy stole i próbował zwalczyć sen, a ona w tym czasie włączyła ekspres i podgrzała naleśniki, następnie udała się do pokoju Wrony i obudziła go na śniadanie.
Usiadła koło Karola który zajadał się już swoją porcją, którą dodatkowo polał całym opakowaniem syropu klonowego.
- Jędrzejczak jest 7.50 a ty ściągasz mnie z łóżka. - wszedł do kuchni Andrzej i ziewając nałożył sobie porcję i usiadł na przeciw nich.
- Co dzisiaj robimy? - spytał Karol z pełną buzią.
- O 10 macie trening, o 14 spotykamy się na obiedzie w tej restauracji obok biblioteki, potem jedziemy do dzieciaków, a na koniec dnia oglądamy u was horror. - powiedziała z uśmiechem i dopiła kawę.
Chłopcy przetwarzali informacje przeżuwając jedzenie.
- Nie śpię dzisiaj tu, muszę pojechać do domu. - Karol wstał z krzesła i wrzucił naczynia do zmywarki i ruszył do pokoju przebrać się na trening.
Andrzej zaproponował jej że podwiozą ją do mieszkania, jak będą jechać na trening, a w czasie gdy oni będą się szykować może posprzątać, na co zareagowała śmiechem i poszła pooglądać telewizor.

Wsiedli do samochodu i z uśmiechem na twarzy ruszyli w stronę szpitala. Melka stresowała się jak wypadnie pierwszy raz przed dzieciakami. Gdy weszli do szpitala czuła się nieswojo jednak gdy przekroczyli drzwi od oddziału dziecięcego jej serce zmiękło, każdy maluch na tej sali wiedział że za niedługo może być ich koniec, jednak każdy z nich miał piękny uśmiech na twarzy, oprócz jednego małego chłopca w ostatniej sali. Jako jedyny miał pozasuwane okna w sali i nie miał maskotek w łóżku. Melka spytała chłopaków o niego jednak dowiedziała się, że chłopiec nie chciał żeby go odwiedzano i bardzo się denerwował jeśli ktoś do niego wchodził.
Dziewczyna mimo namowom i tak poszła do niego.
Zapukała i usłyszała zachrypnięty głos.
- Wyjdź, nie chce nikogo widzieć. - odwrócił się do niej plecami i czekał aż wyjdzie, jednak ona usiadła na krześle obok jego łóżka. - Powiedziałem żebyś wyszła.
- Słyszałam, ale chciałabym prosić cię o autograf.
Chłopak odwrócił się do niej i z zainteresowaniem przygryzł wargę, patrzył jak ona wyciąga notes i długopis.
- Autograf? Ode mnie? - spytał czerwieniąc się. - Po co ci? - ponownie zmienił ton na niegrzeczny.
- Słyszałam że nie boisz się ciemności, a ja podziwiam ludzi mroku - powiedziała z pełną powagą w głowie śmiejąc się ze swojej głupoty. - Każdy dzieciak na oddziale śpi z lampką, a panie pielęgniarki wychwalają Ciebie za odwagę. - chłopcu zaświeciły się oczy i wyprostował się z dumą. - powiem Ci coś w tajemnicy ale musisz obiecać, że nikomu nie powiesz.
- Obiecuje - powiedział bez chwili namysłu nie mogąc się doczekać co chce mu powiedzieć Amelka.
Kiwnęła palcem żeby przysunął się do niej i szeptem powiedziała.
- Odkąd pamiętam zawsze śpię z zapalonym światłem. - chłopiec zaśmiał się tak głośno, że pielęgniarka przechodząca zajrzała z niepokojem do środka, gdy ją zobaczył znów stał się ponury, po uśmiechu nie było już śladu.
- To jak z tym autografem? - podała mu notes, chłopak pisał w nim długo przygryzając przy tym język w skupieniu.
- Jak masz na imię? - spytał jej.
- Amelka
,,Dla tchórza Amelki od Pana Mroku Maćka I" pod napisem narysował łóżko i zapaloną lampkę oraz podpisał ,,jakby nie było prądu to masz tu światło" po czym oddał jej notes i gdy zobaczył jej minę znów się zaśmiał.
- Więc nazywasz się Maciek? - spytała i poczuła jak coś kuje ją w serce, chłopczyk kiwnął głową i dodał.
-Pan Mroku Maciek.
Amelia przełknęła ślinę i przygryzła wargę.
- Miałam kiedyś przyjaciela nazywał się Maciek, fajny koleś ale też bał się ciemności.
- Co się z nim stało?
- Powiedziałam mu żeby spadał bo potrzebuje przyjaciela, który obroni mnie jak nie będzie światła. - mówiła próbując się nie rozpłakać, ale gdy widziała uśmiech na ustach małego cieszyła się że potrafiła go rozweselić.
- Jak chcesz to mogę zostać twoim przyjacielem. - spojrzał na nią z nadzieją, jakby prosił by się zgodziła.
- A chcesz?
- Jasne, że tak.
- No to może odprowadzisz mnie do wyjścia mój przyjacielu? Tak w razie gdyby zgasło światło. - zaproponowała i chwilę później Maciuś stał koło niej w kapciach i trzymając ją za rękę szli przez cały korytarz, posyłając do siebie porozumiewające uśmiechy.
- Kiedy znów przyjdziesz Ama? - spytał, a ona zaśmiała się ze zdrobnienia jakie wymyślił.
- Postaram się jak najszybciej. - przytuliła go na pożegnanie. - A teraz biegnij do siebie.
Pod swoimi drzwiami pomachał do niej i schował się za drzwiami. Dopiero wtedy zobaczyła że siatkarze czekają na nią i z podziwem kiwają głową.
- Dokonałaś cudu Jędrzejczyk - westchnął Andrzej i poklepał ją po plecach.
Ze szpitala pojechali do sklepu na zakupy po czym wylądowali na kanapie w salonie Kołoso-wronym leżeli pod kocem i oglądali już drugi horror.
Delikatnie, niby przypadkowo Andrzej muskał ręką jej nogi, a ona nie zauważalnie przysuwała się do niego. Gdy chciała położyć rękę na jego klatce piersiowej kopnęła nogą butelkę z winem i wylała je na stół. Szybko usiadła i chciała pobiec po szmatkę ale Andrzej złapał ją za rękę i przyciągnął ją do siebie i pocałował. Ten pocałunek oddawał wszystko co trzymali w sobie przez ten długi czas, dotykali się po plecach i twarzy, zatapiali dłonie we włosach dopóki nie zadzwonił dzwonek.
Andrzej poprosił by poczekała i poszedł otworzyć drzwi, do środka weszli Piotrek, Michał, Paweł i Bartek. Z wielkimi uśmiechami oznajmili że słyszeli o nocy z horrorami, więc kupili pizze i są.
Z nieszczerymi uśmiechami Amelka i Andrzej przywitali ich i zrobili miejsce na kanapie. Do końca seansu patrzyli na siebie z lekkim uśmiechem.


niedziela, 12 czerwca 2016

Rozdział 4

Promienie słoneczne wkradły się przez zasłony w jej pokoju. Przetarła oczy i otuliła się mocniej kołdrą, było jej przeraźliwie zimno. Po dłuższej minucie, spojrzała na telefon i zobaczyła 13 nieodebranych połączeń od Kłosa. Odwróciła się na drugi bok i próbowała znów zasnąć, jednak dzwonek do drzwi uniemożliwił jej to. Wstała i zarzucając na siebie koc podeszła do drzwi i otworzyła je spodziewając się Karola. Jednak pomyliła się tylko o kilka centymetrów wzrostu, brodę i kolor włosów.
- Ptaszki świergotają to i Wrony się budzą. - zaśmiała sie i zaprosiła go do środka. - Po za tym, że spóźniłam się 3 godziny na spotkanie z nowym trenerem to masz mi coś do powiedzenia?
Usiadł na kanapie cały czas jej się przyglądając, przez ten miesiąc znajomości na prawdę się polubili, ale również zdążył zauważyć, że okropnie schudła przez ten czas.
- Trener chce cie widzieć na zgrupowaniu kadry w Spale. Możesz zabrać się z nami jak chcesz. - powiedział chwytając pilot od telewizora i włączając go na kanał muzyczny. - Radziłbym ci się ubrać, chociaż jak dla mnie tak ci ładniej.
Dziewczyna zaśmiała się i poszła do swojej sypialni, przebrała się i wróciła do Andrzeja, usiadła obok niego i zabrała mu pilota po czym wyłączyła telewizor.
- No panie Wrono wszystkie ptaszki już dawno są po śniadaniu tylko my tacy głodni. A przypominam, że dziś gra pan mecz. - powiedziała i ze śmiechem wstała z łóżka i wyszła do przedpokoju ubrać buty. W tym czasie chłopak dołączył do niej i razem opuścili mieszkanie.

Po pysznym śniadaniu, w jednej z Warszawskich restauracji, poszli na zakupy. Andrzej musiał kupić prezent na urodziny szwagierki. Poprosił więc Amelkę by mu pomogła, i w ten sposób właśnie wychodzili z szóstego sklepu, bez niczego. Bezradni usiedli na pufach porozrzucanych po centrum handlowym.
- Nie wiem jak ty ale ja się poddaje. - powiedział Andrzej i rozłożył się na siedzeniu, tak że prawie leżał.
Dziewczyna już miała przyznać mu racje gdy w oczy wpadł jej sklep z bielizną. Myślała czy przyjaciel zgodzi się na to, ale doszła do wniosku, że nawet jak nie to warto spróbować.
Wstała z pufa i złapała go za rękę próbując podnieść z miejsca, ale co ona może przy takim olbrzymie. Sam wstał i spytał tylko dokąd go zabiera, jednak dziewczyna nie odpowiedziała, natomiast on przekonał się sam chwile później.
- Sex shop? - spojrzał na nią wzrokiem który ocenia ludzi jako idiotów.
- Nie sex shop tylko sklep z bielizną. - uśmiechnęła się i weszła do środka zostawiając go przed sklepem.
- Nie wejdę tu i to z tobą.
- Dlaczego nie wejdziesz ze mną? Wstydzisz się? - wróciła do niego i udawała, że zabija go wzrokiem.
- Jeśli ktoś by to zobaczył, zaczęły by się plotki i no nie chcę Am... - przerwała mu popychając go do środka, a on zrezygnowany wszedł za nią.
Nie trzeba było dużo czasu by Andrzej zaaklimatyzował się i już po chwili wybierali seksowną bieliznę dla wybranki jego brata. Gdy już wybrali idealną, szukali coś dla siebie, ona dla niego, on dla niej, śmiali się i gdyby nie telefon od Stephana jeszcze dłużej by to robili.
Andrzej odebrał i wyszedł ze sklepu zostawiając Melce pieniądze na zakup prezentu. Po zapłaceniu dołączyła do niego i została poinformowana, że muszą już jechać na hale bo zaraz się zacznie spotkanie z kibicami.

Mecz zakończył się sukcesem Polskich siatkarzy, nie był to ważny mecz, a zwykły towarzyski, ale jest to dobra zapowiedź na przyszłe Mistrzostwa Świata. Po meczu wraz z Piotrkiem, Michałem i Pawłem, Amelka wybrała się na największą pizze w mieście. Reszta drużyny była bardzo zmęczona i nie miała ochoty dobrze pojeść. Każdy z nich zamówił sobie po jednej pizzy na osobę, chłopcy zjedli wszystko i dokończyli porcje Amelki, której ona by nie zmieściła. Siedzieli jeszcze i popijali piwko. Gdy do ich stolika podszedł pewien przystojny mężczyzna. Olśnił dziewczynę swoimi błękitnymi oczami, bladą cerą, kruczoczarnymi włosami i dwudniowym zarostem, był wysoki prawie tak jak siatkarze i miał przepiękny uśmiech.
- Siema bracie! - przywitał się męskim przytuleniem z Kubiakiem - Kopę lat, gdyby nie telewizja to zapomniałbym jak wyglądasz.
Michał zapoznał ich z Wojtkiem, przyjacielem z czasów szkolnych. Dosiadł się do nich i zaczął opowiadać o jego wyprawach samochodem przez świat. Zdaniem Amelki, był czarujący. Nie mogła oderwać od niego oczu. Gdy rozmowa zeszła na jej temat i przyszłych Mistrzostw Świata, zaczęła wszystko dokładnie opisywać by zrobić największe wrażenie na przyjacielu Michała. A gdy zobaczyła jak chłopcy są ze sobą zżyci i jak bardzo się uwielbiają, do głowy powróciły wszystkie wspomnienia z Maćkiem, głowa zaczęła ją boleć i przepraszając wszystkich wyszła na moment na podwórko, usiadła na krawężniku i próbowała powstrzymać łzy, niestety bezskutecznie. Chwile później dołączył do niej Piotrek i domyślając się o co chodzi, po prostu ją przytulił.
- Ej mała, uśmiechnij się. Wszyscy dobrze wiemy że on by nie chciał abyś płakała. - pogłaskał ją po głowie i wypuścił z objęć. - Może odprowadzę cię do domu?
Melka kiwnęła głową i wrócili do środka pożegnać się z resztą przyjaciół. Gdy mieli już wychodzić Wojtek złapał Melkę za rękę.
- Może podałabyś mi swój numer? Moglibyśmy wyjść na jakąś kawę w tygodniu - poprosił ją i wymienili się telefonami.


- Wejdź do środka, napijemy się herbaty - próbowała namówić Piotrka, jednak ten odmawiał, by być jutro w formie na trening. Zrezygnowana weszła po schodach a pod swoimi drzwiami zobaczyła ledwie przytomnego Karola. Otworzyła mieszkanie i pomogła mu wejść do środka. Chłopak wybełkotał tylko by powiadomić chłopaków, i zasnął. Wybrała numer do Piotrka jednak ten nie odbierał, więc stwierdziła że pomóc może tylko Wrona. Odebrał po drugim sygnale i spytał zaspanym głosem.
- Proszę powiedz, że twój dom się nie pali, a ty nie jedziesz karetką do szpitala.
- Kłos leży nieprzytomny u mnie na dywanie, tak dokładniej. - wymruczała ze śmiechem.
- Kur*a już chyba wolałbym pożar. Będę za 10 minut.
Jak obiecał tak zrobił, wszedł do mieszkania bez pukania i zabrał się za podniesienie Kłosa z podłogi jednak najdalej udało mu się go donieść na kanapę.
- Może tu zostać, chciałam żeby ktoś wiedział, że żyje. - Andrzej podziękował jej i chciał wychodzić jednak Melka poprosiła go by został dotrzymać jej towarzystwa.
Siedzieli do trzeciej nad ranem i rozmawiali o wszystkim i o niczym. Nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, oficjalnie mogli nazywać się przyjaciółmi.
- Zostań na noc, już dawno nie dzieliłam z nikim łóżka, a ty nie będziesz wracał o tej porze do domu.  Zgodził się bez żadnego namawiania i po kolei poszli się umyć i niedługo po tym leżeli w łóżku pilnując się by nie przekroczyć połowy, chociaż gdzieś tam w środku oboje chcieli ją przekroczyć.

piątek, 3 czerwca 2016

Rozdział 3

Dzień przeszczepu. Czekanie, czekanie i jeszcze więcej. (nie mam pojęcia ile czeka się w rzeczywistości więc improwizuję)
Doszło już do przeszczepu teraz zostało tylko czekanie czy przebiegło to dobrze i organizm Maćka przyjął dawkę od Andrzeja. Który właśnie dołączył do zebranych pod salą.
Amelka siedziała na krześle z rękami opartymi na kolanach i podpierającymi jej głowę. Franka siedziała na ziemi i gryzła z nerwów paznokcie, jej rodzice stali przytuleni do siebie ciągle coś szepcząc sobie.
Wrona zwrócił na siebie uwagę rodziców chorego i uśmiechnął się do nich.
- Dziękujemy ci chłopcze - powiedział ojciec Frani i przytulił jeszcze mocniej swoją żonę.
Siatkarz usiadł obok Melki i siedział patrząc w jeden punkt przed sobą.
- Nie musisz tu być - powiedziała nie podnosząc głowy - Jedź trenuj, i tak już dużo pomogłeś.
Chłopak nie odezwał się ani nie odpowiedział po prostu dalej siedział. Wyobrażał sobie jak ona musi się czuć, jak oni wszyscy to przeżywają. Było mu głupio że nie wiedział co oni mają w głowie.
Zrezygnowała dzisiaj z treningu i on także, ale ona miała wymówkę, jej przyjaciel walczy o życie, a on tylko spróbował je uratować. Nie potrafił sobie wmówić że robi coś ważnego, uważał to za obowiązek każdego człowieka.
Z sali Maćka wyszedł lekarz prowadzący i podszedł do jego rodziców.
- Niestety organizm nie jest już bierny, odrzuciłby wszystko, pomyliłem się z terminem w jakim trzeba było wykonać przeszczep, przepraszam nawaliłem. Macie państwo godzinę. - powiedział z załamaną głową i odszedł.
Mama Maćka upadła na kolana i zaczęła krzyczeć z bezradności jej tato podszedł do ściany i uderzył mocno pięścią, wybuchając płaczem. Franka wstała z ziemi i pobiegła w stronę wind. A Amelka odwróciła się i przytuliła do Andrzeja płakała bez opamiętania, właśnie straciła przyjaciela, na zawsze, jedyną osobę która była zawsze z nią.
- Poczekam na ciebie, idź do niego. - wyszeptał jej do ucha.
Wstała i weszła do sali, nie czuła zapachu przyjaciela tylko chemiczny zapach leków. Usiadła na krześle obok niego i spojrzała w jego oczy i złapała wielką dłoń. Delikatnie uśmiechnął się do niej.
- Nie poddawaj się maleńka. - powiedział resztką sił.
- Nigdy się nie poddam, wygram dla ciebie najpierw mistrzostwo świata, później złoto olimpijskie, zrobię wszystko, abyś był ze mnie dumny, nigdy o tobie nie zapomnę, nigdy nie pokocham nikogo jak ciebie. - powiedziała i nie chcąc płakać zaczęła szybko mrugać, w tej chwili w drzwiach pojawiła się jego rodzina więc szybko wstała z krzesła i pocałowała go w polika i zobaczyła łzę spływającą po jego twarzy, obróciła się i wyszła. Złapała za rękę Andrzeja i pognali w stronę windy.


Siedzieli nad rzeką, ona płakała a on jej słuchał. Słuchał gdy opowiadała historie z dzieciństwa z Maćkiem w roli głównej. Było mu jej żal, była taka smutna, i nie przejmowała się swoim złym stanem, rozmazana, rozczochrana i ubrana w dresy.
- Mieliśmy wspólne plany, a on tak po prostu umarł. - zasmarkała się cała i wzięła chusteczkę od Andrzeja. - Już raz chciał mi to zrobić, ale nie pozwoliłam mu, ściągnęłam jego siostrę bliźniaczkę z Ameryki i przeżył, a teraz nie... Zostawił mnie samą i skazał na cierpienie. Już nigdy mnie nie przytuli i nigdy nie będzie na mnie krzyczał. On już nigdy na mnie nie spojrzy. Andrzej on wyrwał mi serce.
Wstała zdenerwowana i podbiegła do brzegu, podniosła kamień i rzuciła mocno, z całej siły, wzięła kolejnego i kolejnego, aż poczuła silne ramiona oplatające jej talie. Odwróciła się i spojrzała w oczy Andrzeja. Było jej głupio że tak go wykorzystuje, on jej nie zna a musi tego słuchać, patrzeć na to.
- Przepraszam - powiedziała cicho - odwieź mnie do domu proszę.
Jak powiedziała tak zrobił. Odprowadził ją pod drzwi i poprosił by nie robiła głupstw, a w razie czego dzwoniła. I odszedł.
A ona pobiegła do sypialni i otworzyła szafę, wyrzuciła wszystko i szukała brązowej bluzy Maćka, gdy ją znalazła zarzuciła na siebie i nie zdjęła jej do samego rana. Cały czas wąchała ją i czuła jego zapach. Obiecała sobie że nigdy jej nie wypierze.
Kolejne dwa dni przesiedziała w domu z albumem w ręce i paczką chusteczek.

Kolejnego poranka obudził ją dzwonek do drzwi, podeszła i bez patrzenia w wizjer otworzyła drzwi. Stał tam Karol. Z dwiema wielkimi torbami zakupów. Wszedł do domu bez pytania i szukał kuchni. Potem rozładował wszystko i zaczął robić jajecznice. Ona poszła za nim i usiadła na krześle obojętnie przyglądając się temu. Kiedyś po udanym starcie on robił jej śniadanie, a teraz już nigdy nie.
Kłos postawił przed nią pełen talerz i usiadł na krześle obok.
- Być może to zły moment ale znalazłem ci trenera. - powiedział a ona zakrztusiła się. Wstała i odepchnęła od siebie talerz.
- W tej chwili wyjdź! Jak mogłeś robić to trzy dni po jego śmierci! Wyjdź stąd w tej chwili! Czy kiedykolwiek prosiłam cię o to?! - krzyczała idąc z nim i rzucając w niego zakupami które kupił. Gdy wyszedł wróciła do kuchni i rzuciła talerzem o ziemie po czym usiadła i rozpłakała się. Jak on mógł szukać jej nowego trenera jak ona nie pożegnała jeszcze przyjaciela.


Późnym wieczorem zrozumiała swój błąd, nie powinna tak traktować Karola, on chciał dobrze, a ona zachowała się jak kretynka. Szukała wszędzie numeru do niego ale nic nie znalazła. Postanowiła że jutro pójdzie do niego i go przeprosi. Odda mu pieniądze i przyjmie jego pomoc, tak o żeby wynagrodzić swoje kretyńskie zachowanie. Położyła się spać i wtuliła się w bluzę przyjaciela, rozmawiając z nim przez sen.


Siedziała pod halą z kapturem i czapką na głowie, chociaż było 20 stopni na plusie, z okularami na nosie, by nie było widać jej podpuchniętych od płaczu oczu, między palcami trzymała papierosa i zapalniczkę, myślała czy odpalić i przypomnieć sobie jak to Maciek zawsze palił. Ale wiedziała że on by tego nie chciał. Więc obracała go w palcach i czekała na Karola. Nie myślała czy jest tu czy nie, czekała bo kiedyś na pewno tu będzie, nawet jeśli miałaby czekać cały dzień. Na szczęście jej czekanie nie trwało tak długo, Kłos wraz z kolegami pojawił się za pół godziny, wyszedł uśmiechnięty ale gdy zobaczył dziewczynę od razu zmienił mu się nastrój. Podszedł do niej i usiadł obok.
- Wiesz Karol ja chciałam cię przeprosić, bo ja no zachowałam się jak idiotka. Chciałeś mi pomóc i to świetne z twojej strony, po prostu dla mnie za wcześnie jeszcze. Ale nie mówię nie, chyba że to już nie aktualne. - pierwszy raz spojrzała mu dzisiaj w oczy a on siedział uśmiechnięty i nie było widać jakby miał do niej uraz.
- Nie mam ci tego za złe. Rozumiem cię. Mój błąd, ale cieszę się że tak wyciągnąłem cię z domu. - powiedział i wyrwał jej papierosa z ręki, złamał go w pół i wyrzucił za siebie. - Pierwsza zasada, zero głupich nałogów.
Siedzieli tak i się nie ruszali, ostatnie osoby wychodziły z hali po treningu. Andrzej i Antiga wyszli ostatni. Oboje szli w ich kierunku.
- Moje kondolencje. - powiedział szczerze jej tato i odszedł. A Wrona przysiadł się do nich i zapytał czy nie są chętni na dobry horror.
- Dzięki za zaproszenie ale jeszcze nie, kiedyś skorzystam - uśmiechnęła się smutno i poszła w kierunku mieszkania przyjaciela.
Użyła zapasowych kluczy jakie powierzył jej, ale nie musiała ich mieć bo w środku była jego siostra. Pakowała go i ciągle płakała.
- Mela postanowiliśmy z rodzicami że sprzedajemy te mieszkanie, ja wyjeżdżam do Kai do Ameryki. Nie potrafię tak żyć. - mówiła nie przerywając pakowania.
Amelka w progu rzuciła wszystko co miała w rękach i pomogła jej. Razem płakały, pakowały i wspominały.

sobota, 28 maja 2016

Rozdział 2

Następnego dnia Amelka już od świtu trenowała na siłowni, wyjątkowo bez Maćka, dziewczyna często dzwoniła do niego, jednak nie odbierał telefonu. Powtórzyła trening z przed tygodnia, nie chciała wymyślać nic nowego by przed zbliżającym się sezonem nie zrobić sobie krzywdy.
Przez pierwsze dwie godziny była tylko ona i konserwator w cały budynku, w ostatnią, trzecią, godzinę zaczęli schodzić się ludzie. Nie lubiła ćwiczyć w czyimś towarzystwie, wolała skupić się na sobie i ćwiczeniu. Jednak co miała zrobić gdy na osobistą siłownie nie stać jej.
Po skończonym treningu, gdy już była przebrana, zaczął dzwonić jej telefon. Maciek.
- Co? - od razu zaczęła nieuprzejmie, była wkurzona na przyjaciela, za wcześniejszy brak wyjaśnień.
- Mela, skarbie, nie denerwuj się, - odezwał się kobiecy głos. Zdziwiona spojrzała jeszcze raz na telefon i wszystko się zgadzało. Maciek.
- Przepraszam z kim rozmawiam?
- Tu Franka, co ty nie poznajesz? - głośno i typowo dla niej powiedziała, a Melka w myślach stukała się po głowie jak mogła jej nie poznać, siostry swojego przyjaciela.
- Frania, jejku, no oczywiście, że to ty. Co z Maćkiem? - spytała dalej nie rozumiejąc nieobecności jej trenera.
Nastała długa jak dla niej cisza, i zdążyła przejść korytarz dwa razy w tą i z powrotem, aż otrzymała odpowiedź.
- Leży w szpitalu, - przerwała i znów nastała ta ciężka cisza. - Nawrót.
W tej samej chwili dziewczyna osunęła się na ziemie.

*w tym samym czasie*
Trening miał zacząć się o 11.15 ale większość siatkarzy już zbierało się pod halą. Andrzej i Karol przyjechali razem, jako że wynajmują wspólnie mieszkanie w Warszawie. Wrona wcześnie rano wrócił z rodzinnych wakacji i po tygodniowej rozłące z przyjacielem jakoś nadrabiał ten czas.
Szli powoli korytarzem, czuli się jakby byli sami w tym wielkim budynku, aż do momentu gdy skręcili w kierunku szatni. Na ziemi leżała długo włosa dziewczyna, w koszuli w kratkę. Andrzej od razu rzucił się w jej kierunku i pierwsze co to odgarnął jej włosy po czym zaczął klepać ją po twarzy. Karol w tym czasie podszedł do nich i nabrał głęboko powietrza.
- To ona, dziewczyna z klubu. - wysapał, po czym sięgnął do kieszeni po telefon i wykręcił numer na pogotowie, już przykładał słuchawkę do ucha gdy delikatny głos go powstrzymał.
- Nie dzwoń, Karol. - ciężkim głosem powiedziała i spojrzała w oczy mężczyzny który wisiał nad nią. To były oczy. Niesamowite. - Ymm, mógłbyś się odsunąć, czuję się trochę niekomfortowo.
Zakłopotany od razu wstał na równe nogi i pomógł wstać dziewczynie.
- Ja może zadzwonię, tak w razie czego, wiesz... - chciał powiedzieć jej imię, ale zapomniał. - Amanda. - powiedział pierwsze lepsze imię które wpadło mu do głowy. - to może być coś poważnego.
- Amelka, i nie na prawdę jest okej, a i tak jadę do szpitala, będzie dobrze, ale dzięki za troskę. - uśmiechnęła się do obu i podniosła swoją torbę z ziemi, i ruszyła w kierunku wyjścia, - bym zapomniała, ta domówka - przygryzła wargę by się nie rozpłakać. - to nieaktualna, przepraszam. - i pobiegła.
Oni stali w miejscu jak słupy i patrzyli się jak znikała. Było tak cicho, że słychać było brzęczenie wentylacji, jednak Wrona przerwał ją chwile później.
- Czyli możesz iść ze mną do tych dzieciaków?
Karol kiwnął głową potwierdzając i poszedł poinformować chłopaków o zmianach planów.



Szybkim krokiem podeszła do recepcji i spytała w której sali leży Maciek. Po uzyskaniu informacji pobiegła w tamtym kierunku, pod salą stała Frania i płakała, od razu ją przytuliła i stały tak przez dłuższy czas, dopóki nie zaczęło robić się to nudne.
- Oni powiedzieli, że ma trzy dni żeby znaleźć dawce. - gdy to mówiła zasmarkała się cała i jeszcze bardziej rozpłakała.
Mela przygryzła mocno wargę i poklepała Franie po ramieniu.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy. - powiedziała i spojrzała przez szybę, Maciek był taki blady, i po podłączany do tylu maszyn. Łza opuściła jej oko ale szybko ją otarła bo nie chciała zasmucać jego siostry. - Mała siedź tu z nim i czekaj na rodziców, ja jadę szukać, jak przyjadą to rób to co ja. Uda się nam zobaczysz. - pocałowała ją w polika i popędziła w kierunku windy.
Jazda samochodem była przeraźliwie szybka. Zatrzymała się przy parku i pobiegła do drukarni. Wydrukowała dwieście ogłoszeń i złożyła zamówienie na 800 takich samych, na jak najszybszy termin. Rozwieszała kartki gdzie tylko się dało. Ostatnie 5 kartek chciała powiesić tam gdzie jej środowisko sportowców też może pomóc. Więc wróciła na hale i powiesiła jedno na drzwiach wejściowych, drugie na hali do gier zespołowych, trzecie koło szatni, czwarte w głównym holu i ostatnie planowała na siłowni, podeszła do drzwi ale mężczyzna który stał obok powiedział jej że to trening zamknięty i nie można przeszkadzać.
- Proszę pana tu chodzi o życie mojego przyjaciela. - pokazała mu ogłoszenie - jeśli za cztery dni nie dojdzie do przeszczepu on umrze. Ja chce tylko to powiesić, tam w środku, nawet nie zauważą mnie. Proszę, być może uratuje pan wtedy życie Maćkowi. - spojrzała na mężczyzna najbardziej błagalnym wzrokiem jakim umiała, ale nie musiała bo facet już był przekonany.
- Mam lepszy pomysł. - otworzył drzwi i wciągnął dziewczynę do środka. Podszedł do mężczyzny który stał tyłem i przyglądał się wszystkim, wyglądał jak trener, a gdy się odwrócił zamurowało ją. Jej tato. Ochroniarz rozmawiał z nim i po chwili gwizdnął głośno i wszystkie oczy zwróciły się w ich kierunku.
- Słuchajcie, ta dziewczyna - wskazał ręką na Amelkę. - potrzebuje pomocy, w sumie nie ona a jej przyjaciel. Potrzebuje dawcy, jeśli za cztery dni nie dojdzie do przeszczepu, chłopak umrze, niestety ma bardzo rzadką grupę krwi. Chłopcy, pomagacie dzieciom to pomóżcie i jemu, dzisiaj gdy pójdziecie do chorych dzieciaczków, podejdźcie i sprawdźcie czy możecie pomóc. Wam to nie zaszkodzi a on przeżyje. - skończył i nieświadomy więzów krwi zwrócił się do córki. - ja też spróbuję.
Już miała powiedzieć że to nie możliwe bo jeśli ona nie może to on też, ale przecież on nie wie. Uśmiechnęła się przez łzy i podziękowała i chciała wyjść kiedy złapał ją ktoś za rękę.
- Maciek? - spytał Karol, patrząc jej w oczy i modląc się w duchu by nie chodziło o niego, nie znał go za dobrze, ale wiedział że znaczy dla niej dużo, na prawdę dużo.
Pokiwała głową i przytuliła się do niego mocząc łzami całą jego koszulkę, nieświadoma że cała drużyna przygląda się im.



Gdy skończyła roznosić wszystkie ogłoszenia z pomocą Franki i jej koleżanek, wróciły do szpitala i siedziały pod jego salą modląc się by udało się przywrócić Maćka do życia. Lekarze powiedzieli że przeszedł wszystkie procedury i czeka już na przeszczep. Na miejscu byli również rodzice Maćka i Frani. Wszyscy oprócz Melki płakali, nie chciała ich jeszcze bardziej przybijać i jedyna w tej trudnej sytuacji zachowała zimną krew.
- Ja pójdę spytać czy już się ktoś zgłosił. - poinformowała ich i poszła w stronę gabinetu lekarza prowadzącego, tylko gdy zniknęła za zakrętem wybuchnęła płaczem i opierając się o ścianę zjechała po niej na dół. Zasłoniła dłońmi twarz i siedziała tak dopóki nie poczuła, że ktoś dosiada się do niej. Obróciła głowę i zobaczyła Piotrka, chłopaka z klubu, złapał ją za rękę i uśmiechnął się.
- Uśmiechnij się, wszyscy zawodnicy i pracownicy sztabu poszli się zbadać, aż trzy osoby mają zgodną krew z Maćkiem, a Andrzej ma prawie identyczną, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - ścisnął jej rękę i ona odwzajemniła uśmiech. Podniosła głowę, szczęśliwa że jest szansa i wtedy jej oczy spotkały się z identycznymi jakie ma ona. Mężczyzna kiwnął do niej głową, uśmiechnął się i pokazał zaciśniętą pięść w geście by dziewczyna była silna. Dalej nic nie wiedząc. Ale nie to się teraz dla niej liczyło. Ojca nie miała nigdy, ale może go zyskać, przyjaciela ma od zawsze i może go stracić. A jednak lepiej nie zyskać niczego nowego niż stracić najlepszą rzecz w życiu.

środa, 25 maja 2016

Rozdział 1

W pewnym momencie swojego życia człowiek dochodzi do rozwidlenia wcześniej łatwego życia, w którym trzeba wybrać którą drogą chce iść, jedna prowadzi przez dolinę, którą idzie powoli, nie męcząc się i oglądając widoki które nie robią na nim większego wrażenia, druga natomiast idzie przez szlak śmierci który prowadzi na szczyt, droga nie jest łatwa i nie wielu radzi sobie z nią, ale gdy odważny człowiek wybierze tą opcję i dojdzie do celu, na zawsze zapamięta ten uścisk gardła gdy ujrzał widok z góry. Ona przez własną głupotę wybrała opcję dwa i dokonała najlepszej decyzji w swoim życiu.
Od momentu rozpoczęcia szkoły uwielbiała sport i on pokochał ją, bo dziś po wylaniu hektolitrów potu może nazwać się Mistrzynią Europy w panczenie, dokonała tego sama, sama wspięła się do połowy szczytu, bo to nie koniec, jej wędrówki.
- Wystarczy na dzisiaj! - rozległ się głos trenera na hali - Dobra robota Amelka. - uśmiechnął się do niej i poklepał po plecach, po czym podał jej najnowszą gazetę i nieprzekonywująca uśmiechnął się. - Dzisiaj rano informacja wpłynęła do mediów. - i odszedł zostawiając ją samą. Samą z gazetą w ręce, z której uśmiechał się do niej mężczyzna średniego wieku z kręconymi włosami ''Stephane Antiga selekcjonerem polskiej kadry narodowej w piłce siatkowej mężczyzn" czytała nagłówek w kółko, nie mogąc uwierzyć że los ciągle woła ją do zrobienia tego kroku. Mocno zgryzła wargę i pobiegła do szatni przebrać się w normalne ubrania.
Do domu wracała wolnym krokiem, w głowie układając sobie jak zacząć rozmowę z matką. Spotkała ją w ogrodzie, gdy ta opalała się na leżaku z zamkniętymi oczami. Amelka rzuciła jej gazetę na nogi i czekała aż kobieta spojrzy na nią.
- I co z tego? - zapytała od razu po przeczytaniu wiadomości, patrzyła na córkę wzrokiem pełnym niezrozumienia.
- Mamo ja chcę go w końcu poznać - powiedziała maślanym głosem, siadając koło nóg rodzicielki, od razu otrzymała odpowiedź wyrażoną poprzecznym kiwaniem głową. - Dlaczego tak bardzo tego nie chcesz? - spytała głosem bliskim płaczu.
Matka spojrzała na nią i powoli podniosła się z pozycji leżącej, położyła dłoń na kolanie Melki i odchrząknęła.
- Nie będziemy wracać do przeszłości kochanie - uśmiechnęła się delikatnie, myśląc że tak przekona córkę.
- Do jakiej przeszłości mamo? Ja go nie znam. Chcę tylko spojrzeć mu w oczy, porozmawiać z nim i zobaczyć czy chociaż trochę zależy mu na mnie. - objęła dłońmi, rękę matki i mocno ścisnęła.
- Skarbie obawiam się że on nie wie o twoim istnieniu.
- Gdybyś nie zmieniła mi nazwiska i nie uciekała od niego to nig....
- DOŚĆ, nie chce tego słuchać! - przerwała jej i gwałtownym ruchem wstała z leżaka.
- Jutro wracam do Warszawy. - odrzekła cicho Amelka i poszła do domu.


Samochód cicho sunął po ulicy, a ona wpatrywała się w krajobraz który mijali, myślała jak dostać się w środowisko jej ojca, chciałaby już być po wszystkim, siedzieć razem z obojgiem rodziców w ogrodzie przy wspólnym obiedzie, śmiejąc się z opowiadań z przeszłości i choć raz czuć się kochana, wie że matka nigdy nie pokocha jej tak bardzo jak kochała jej ojca, a on ma już własną rodzinę, ale może okaże się człowiekiem o pojemnym sercu i zmieści w nim jej skromną osobę.
Spojrzała na swojego przyjaciela, trenera i najbliższego człowieka jej sercu, był skupiony na prowadzeniu auta, lekko uśmiechnął się gdy zauważył kątem oka, że ona przygląda się jemu.
- Możesz mi wytłumaczyć czemu z dwumiesięcznych wakacji w gronie rodziny, w mieście w którym się urodziłem, zrobiłaś mi trzy tygodniowy urlop z tobą na karku? Kobieto ja miałem plany. - mówiąc to spoglądał na nią co jakiś czas.
- Maciuś tłumaczyłam ci to przez telefon, a powtarzając to w kółko nie zmienisz mojej decyzji, - zaśmiała się pod nosem i wyłożyła nogi na deskę rozdzielczą. - Ja ci płacę, więc ja wymagam, myślałam że już się przyzwyczaiłeś.
- To może w ramach rekompensaty za zepsute wakacje postawisz mi chociaż drinka? Dziś w klubie? - zapytał z nadzieją.
- W ramach premii ta? - zapytała nie czekając na odpowiedź - Bądź po mnie o 19.
Spotkała się z kwaśną mina przyjaciela i ze śmiechem podgłośniła radio.


 Czekała gotowa pod klubem jak zwykle Maciek spóźnił się i zmienili miejsce spotkania. Po 15 minutach oczekiwań zjawił się i z wielkim uśmiechem na twarzy stwierdził że zatrzymały go sprawy sercowe, bowiem musiał dokończyć pizze. Weszli do klubu, w progu przywitała ich głośna muzyka i jeden wolny stolik, w tym samym czasie rzucili się w pogoni by nikt nie zajął go im. Zamówili po drinku i delektując się smakiem rozmawiali o planach treningowych, bo przecież o czym innym rozmawia się w klubie dyskotekowym. Ich ciekawą rozmowę przerwał mężczyzna na oko dwu metrowy.
- Sorki wielkie ale mogli byśmy się dosiąść? - zapytał drapiąc się po głowie, - przyszliśmy z kumplami się napić, a żadnych miejsc siedzących nie ma. Nie będziemy przeszkadzać oczywiście tylko kulturalnie zajmiemy pół stolika. - wyszczerzył zęby i już ich miał, oboje pokiwali głową i trzech ogromnych facetów dosiadło się do nich.
Atmosfera przez chwilę była nieco niekomfortowa, jednak po chwili znaleźli wspólny język.
- Nie widzieliśmy się długo i chcieliśmy to jakoś uczcić - brunet wytłumaczył ich przyczynę pobytu w klubie. - A tak po za tym to Michał jestem. - wyjątkowo szeroko się uśmiechnął i podał rękę najpierw Amelce potem Maćkowi - ten obok mnie to Piotrek, a tamten to Karol.
Zabawa trwała w najlepsze, niejednokrotnie tańczyli na parkiecie i nim się obejrzeli było po trzeciej nad ranem. Pozbierali swoje rzeczy i wyszli pod klub czekać na taksówkę.
- Może zabierzemy się jedną bo chyba jedziemy w tym samym kierunku - zaproponował Karol słysząc rozmowę Melki przez telefon. Ochotniczo pokiwała głową i żegnała się z Maćkiem. Ten natomiast po pożegnaniu zanim odszedł w swoją stronę obrócił się jeszcze raz w ich stronę i zawołał:
- Wpadnijcie do mnie na domówkę! Jutro o 20! - po czym odszedł i już go nie widzieli.
Amelka zaśmiała się i podała chłopakom adres przyjaciela, oraz zaproponowała by zabrali ze sobą jeszcze parę osób bo w piątkę może być nudno, niedługo po tym podjechała taksówka która odwiozła ich do ciepłych mieszkań.

poniedziałek, 13 października 2014

Prolog

,,Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie[...]."

Życie jest jak sport, jak sportowiec który walczy o wygraną, by stanąć na podium i wygrać, by wszystkie jego starania nie poszły na marne, by każdy trening, cały pot wylany nie zmarnował się i wygrał, nie tylko zawody, ale też marzenia.
Ze zwykłym człowiekiem jest tak samo, każdy z nas jest na takich zawodach i walczy o wygraną, o to by żyć pełnią życia i umrzeć spełnionym.
Ze mną jest tak samo, nazywam się Amelia Antiga i jestem nieślubną córką Stephana Antigi.
Już wkrótce dowiecie się więcej!






______________________________________________________________
Opowiadanie jest czystą fikcją 98%  jest nieprawdą! Jeśli coś ci się nie podoba - nie czytaj!
Prolog - krótko, zwięźle i mam nadzieję na temat...
Myślę że spodoba wam się i będziecie z niecierpliwością czekać na pierwszy rozdział. :)